rzygam codziennie. nawet śniadaniem. nawet jabłkiem. tak po prostu, bo czuję, że 300 kcal to za dużo.
piję (prawie) codziennie. (jeden dzień w ciągu tygodnia się nie liczy)
ślinianki mi puchną od zwracania jedzenia, cała jestem jakaś... nie wiem. duża.
"nienawiść, jedyne stałe uczucie w moim życiu"
jest 14.30, jestem w połowie wina. chyba całe osiedle słyszy moją muzykę. ale tylko wino i muzyka zagłusza całą resztę.
no i co że pójdę do psychiatry? i co? albo trafię na dobrego, któremu nie powiem prawdy, albo na złego, który powie, że sama to sobie wmawiam.
JAK ZNALEŹĆ POMOC? nie mogę iść znowu do psychiatryka, wyszłam stamtąd jeszcze bardziej skrzywiona niż weszłam. nie byłam dla siebie niebezpieczna. zaczęłam być odkąd tam weszłam...
a najgorsze jest to, że nikt nic nie podejrzewa. znaczy tej, są ludzie, którzy wiedzą, właściwie to tyle nic, ale jeszcze gorszy jest ten strach, że znowu trafię do takiego miejsca...
żyję. pracuję. udzielam korepetycji. wychodzę z psem. karmię go.
umieram.